czwartek, 22 stycznia 2015

[ 0 ] Prolog

           Po dwóch tygodniach spędzonych na Mistrzostwach Cheerleaderek w Nowym Yorku, nadszedł w końcu wieczór, którego nie mogłam się doczekać, odkąd wpakowałam swój bagaż do bagażnika autobusu.
           Razem z Rudą i Mary-Ann wysiadłyśmy z niebieskiego Audi r8 należącego do Ricka, który odebrał nas ze szkolnego parkingu zaraz po tym, jak odszukałyśmy swoje bagaże.
           Podeszłyśmy do bagażnika i otworzyłyśmy go, aby móc wyjąć z niego nasze torby.
- Co jak co, ale ja jestem z was bardzo dumny - odezwał się Alaric wysiadając ze swojego auta i zamykając za sobą drzwiczki. - W końcu nie codziennie pokonuje się dwadzieścia cztery drużyny cheerleaderek.
- Jeżeli ma się takiego opiekuna, który dopilnuje, aby nasze układy zostały opanowane do perfekcji, to nie ma się najmniejszego problemu z tym, aby pokonać nawet pięćdziesiąt drużyn - odparła Cornelia uśmiechając się i wysuwając rączkę od swojej torby na kółkach.
- Jeśli nadal będziesz mi tak słodziła, to pomyślę, że mnie podrywasz - zaśmiał się Rick zamykając za nami bagażnik, gdy ruszyłyśmy krótką dróżką w stronę werandy.
- A przypominam ci - zaczęłam - że Alaric jest oficjalnie zajęty od pół roku, więc biada od niego - dokończyłam, po czym dźgnęłam ją łokciem w bok i poprawiając dwie torby na ramieniu, zaczęłam wchodzić po schodach werandy. Nacisnęłam klamkę, pchnęłam delikatnie drzwi kolanem i w tej samej chwili usłyszałam głośne :
- Wszystkiego najlepszego z okazji osiemnastych urodzin, Ronnie!
           Pokręciłam z niedowierzaniem głową, a na moich ustach pojawił się szeroki uśmiech.
- Sto lat, Ronnie - wyszeptała Mary-Anne, która przesmyknęła się obok mnie w drzwiach i cmoknęła mnie w policzek, po czym podeszła do reszty gości zgromadzonych w naszym salonie. 
- Spełnienia marzeń - powiedział Rick przechodząc obok mnie, po czym także dołączył do reszty gości.
- Wiedziałam, że całkowicie zapomnisz o swoich urodzinach podczas trwania Mistrzostw - odezwała się Cornelia zatrzymując się obok mnie i odkładając swoje torby na podłogę. - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Dużo zdrowia, pieniędzy, dużo czasu na zakupy ze mną i Mary-Ann, więcej książek, które tak uwielbiasz i oczywiście szczęścia z moim durnowatym braciszkiem - powiedziała z szerokim uśmiechem na ustach i przytuliła mnie.
- Dziękuje - odpowiedziałam także ją przytulając, po czym odsunęłam się od niej i odwróciłam do reszty gości.
- A teraz podejdź tutaj proszę, pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki - powiedziała Judith wychodząc przed tłumek zgromadzonych gości z tortem w kształcie otwartej książki. 
         Odłożyłam swoje trzy torby obok tych należących do Corn i odgarniając włosy z twarzy, ruszyłam w stronę mojej opiekunki. Przystanęłam na przeciwko niej i spojrzałam na tort upieczony z myślą o mnie. Na pierwszej stronie znalazło się jadalne zdjęcie, na którym znajdowałam się ja tańcząca dance hall, a na drugiej lukrowe nuty oraz miniaturowy pompon. Na środku oczywiście znajdowały się dwie świeczki ułożone w liczbę osiemnaście.
           Zamyśliłam się na chwilę, aby przemyśleć swoje życzenie, po czym zdmuchnęłam świeczki, a wszyscy zaczęli klaskać. Uśmiechnęłam się do nich, po czym powiedziałam :
- Dziękuję, że jesteście.